Ole Tapas

Wczoraj z moimi Polskimi kolegami z pracy wybraliśmy się na lunch do Ole Tapas.
Jeden z kolegów siedział 10 minut nad menu i biedny stwierdził, że nie wie co dostanie jak zamówi. Uwaga, to kolega który nie gotuje tylko codziennie je na mieście. Dla niego pomysł tapas jest głupi i niepoważny. Bo jedzenia to ma być dużo. Właśnie dlatego on chodzi na ziemniaki do knajpy hinduskiej i jest szczęśliwy. Jak to określił straciliśmy 10GBP na: pieczoną długo świnkę, ziemniaczki z ali-oli drugi kolega miał ziemniaczki z sosem pomidorowym, i zapiekane chorizo.
Ja się najadłam i brakowało mi tylko kieliszka wina, ale nie wszystkim jak widać przypada to do gustu. Bałam się proponować zamówienie innych rzeczy i próbowanie od siebie.
Żeby wejść do "restauracji" otwiera się drzwi i wchodzi po wąskich, stromych schodach. To taki test czy nie wypiło się za dużo. Same miejsce ma 6 stolików dookoła. Każdy stolik, w teorii na 4 osoby, wg polskich standardów byłby na maksymalnie 2 osoby a i tak ludzie by kręcili nosem.

W ciągu dnia była piękna pogoda do momentu, w którym nie zaczęliśmy wychodzić z pracy.
Więc mój wieczór spędziłam w pokoju :-)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Cypr

Weekend w Rydze a tak naprawdę plaża w Jurmali

Watkins Glen & upstate New York