Początek wyprawy 2016 - w poszukiwaniu ciekawych miejsc i dobrego jedzenia
Główna wyprawa wkacyjna w 2016 roku nie miała określonego celu. Wyruszyliśmy załadowani po dach w kierunku południowym na podbój Europy Środkowej. Szereg zbiegów okoliczności spowodował, że pierwsze dni urlopu spędziliśmy ze znajomymi.
Trochę jesteśmy "żule" i nie chcieliśmy wydawać pieniędzy na czeską winietę. Ale długa droga przez małe miejscowości na Morawach ma swój urok. Wyraźnie widać granicę między piwną północą Europy a winnym południem. Ta granica jest gdzieś koło miasta Svitavy.
Nasi bardzo dobrzy znajomi ugościli nas na Morawach i zobaczyliśmy krainę przypominającą Toskanię. Dużo ludzi na rowerach, winnice, lekka mgiełka i pagórki. Na Morawy musimy wrócić - to tylko lub aż 5h samochodem. Trzeba pamiętać o wcześniejszej rezerwacji noclegów bo bywa tłoczno.
Dzień 2. to podróż do stolicy Węgier. Winiety słowackie i węgierskie są już wirtualne i nie trzeba paćkać szyby jakimiś nalepkami. Na autostradach zobaczyliśmy mozaikę europejskich rejestracji.
To nasza pierwsza wizyta w Budapeszcie, pięknym mieście z miłymi ludźmi, którzy mówią w dziwnym języku Orków. Z autostrady zjeżdża się prosto do centrum i w weekend można zaparkować na ulicach za darmo.
Rowery z dachu zdjęliśmy dość szybko. W celach edukacyjnych napiszę, że nie polecam odkręcania śrub na ulicach, bo nakrętka w filmowym stylu w akompaniamencie dźwięków "brzdęk- brdzęk" trafi do studzienki kanalizacyjnej. Oczywiście, a gdzieżby indziej - teraz szukam śrubek w jakiś OBI czy Praktikerach po drodze i mam nauczkę.
Budapeszt - to miasto ma duży problem. Z jednej storny jest metropolią światową, popularną wśród turystów i chłonącą nowoczesne trendy. Z drugiej musi być silnym ośrodkiem kultury węgierskiej, języka i narodowej tożsamości. Wedlug nas, na podstawie tego co zobaczyliśmy w weekend to spełnia obie te funkcje wzorowo.
Sam pobyt opiszemy w kolejnym artykule.
Pozdrawiamy.
Trochę jesteśmy "żule" i nie chcieliśmy wydawać pieniędzy na czeską winietę. Ale długa droga przez małe miejscowości na Morawach ma swój urok. Wyraźnie widać granicę między piwną północą Europy a winnym południem. Ta granica jest gdzieś koło miasta Svitavy.
Nasi bardzo dobrzy znajomi ugościli nas na Morawach i zobaczyliśmy krainę przypominającą Toskanię. Dużo ludzi na rowerach, winnice, lekka mgiełka i pagórki. Na Morawy musimy wrócić - to tylko lub aż 5h samochodem. Trzeba pamiętać o wcześniejszej rezerwacji noclegów bo bywa tłoczno.
Dzień 2. to podróż do stolicy Węgier. Winiety słowackie i węgierskie są już wirtualne i nie trzeba paćkać szyby jakimiś nalepkami. Na autostradach zobaczyliśmy mozaikę europejskich rejestracji.
To nasza pierwsza wizyta w Budapeszcie, pięknym mieście z miłymi ludźmi, którzy mówią w dziwnym języku Orków. Z autostrady zjeżdża się prosto do centrum i w weekend można zaparkować na ulicach za darmo.
Rowery z dachu zdjęliśmy dość szybko. W celach edukacyjnych napiszę, że nie polecam odkręcania śrub na ulicach, bo nakrętka w filmowym stylu w akompaniamencie dźwięków "brzdęk- brdzęk" trafi do studzienki kanalizacyjnej. Oczywiście, a gdzieżby indziej - teraz szukam śrubek w jakiś OBI czy Praktikerach po drodze i mam nauczkę.
Budapeszt - to miasto ma duży problem. Z jednej storny jest metropolią światową, popularną wśród turystów i chłonącą nowoczesne trendy. Z drugiej musi być silnym ośrodkiem kultury węgierskiej, języka i narodowej tożsamości. Wedlug nas, na podstawie tego co zobaczyliśmy w weekend to spełnia obie te funkcje wzorowo.
Sam pobyt opiszemy w kolejnym artykule.
Pozdrawiamy.
W ruchu ulicznym w Budapeszcie patrzymy na żółte taksówki. |
Gotowi do drogi |
Komentarze